Pewnego razu w II B był zapowiedziany sprawdzian z fizyki. W tym dniu wszystkie lekcje oprócz fizyki nie miały znaczenia. Wreszcie nastąpił moment grozy - dzwonek na upragnioną lekcję.
Wszyscy cichutko weszli do sali i w milczeniu czekali. Lecz w klasie zawrzało, gdy pani poprosiła do biurka naszego kolegę Bartka. Rozłożyła przed nim ręce, zacisnęła pięści i powiedziała:
- Jeśli znajdziesz w ręce nakrętkę od długopisu, klasa będzie rozwiązywać test, jeśli nie będziecie odpowiadać na pytania otwarte.
Klasa głośno podpowiadała Bartkowi, jaką rękę ma wybrać. Biedak nie wiedział jaka odpowiedzialność na nim ciąży. Wreszcie cichym głosem powiedział:
- Poproszę rękę z "zegarkiem" .
Nauczycielka rozłożył dłoń - nakrętki nie było!!! Po krótkim, głośnym okazaniu naszego niezadowolenia posłusznie wyciągnęliśmy kartki .
Czas, w którym nauczycielka dyktowała pytania dłużył się niemiłosiernie. Wszyscy zastanawiali się, czy na małych wiadomych karteczkach napisali potrzebne definicje, wzory itd. Dyktowanie pytań zostało zakończone. Czas start! Podwijamy bluzy, rękawy i do dzieła. Sięgamy po nasze pomoce naukowe. Słychać szepty i rozmowy:
Inni byli bardziej "samodzielni" - otwierali na podłodze książki i jak przystało, poprzez spis treści szukali odpowiedniej regułki. Po ok. pół godziny trzy czwarte klasy miało już napisany sprawdzian. W końcu trzeba było oddać prace. Wszyscy pełni optymizmu opuścili salę. Krótkie "Cześć Wam!" i można wracać do domu. Pewnie żadnej jedynki z tego sprawdzianu nie będzie...
Angelika Dankowiakowska kl. II B
|