Kłamstwo 1
KŁAMSTWO
 
Jestem Klara, mam 16 lat i mieszkam w Częstochowie. Zawsze miałam normalne życie bez żadnych szczególnych niespodzianek. Pewnego razu wszystko się zmieniło.
-Klara, no chodź!- usłyszałam wołanie.
- No, chwila!- odpowiedziałam. Razem  z moją przyjaciółką Moniką wybierałyśmy się  na urodziny Bartka- chłopaka który się jej podobał. Zresztą podobał to mało powiedziane- ona miała na jego punkcie obsesje. Szybko zapięłam sukienkę, założyłam szpilki i ostatni raz spojrzałam w lustro.
- Świetnie!- powiedziałam uśmiechając się. Zbiegłam po schodach, wzięłam torebkę i wyszłyśmy.  Monika była moją prawdziwą przyjaciółką, mówiłam jej o wszystkim i ona mnie też. Tworzyłyśmy bardzo zgrany duet. W naszym gimnazjum byłyśmy tymi dwoma najpopularniejszymi dziewczynami, każdy chciał się  nami przyjaźnić. Tak więc teraz z idealnym makijażem (który robiłyśmy 2 godziny) i perfekcyjnie ubrane (to też zajęło nam dużo czasu) wyruszyłyśmy na imprezę. Kiedy po ciągnącej się w nieskończoność drodze zajechałyśmy na miejsce byłyśmy podekscytowane. Weszłyśmy do środka i goście powitali nas głośnymi:  „Część!”, „Hej!”, „Co tam?”, „O jaka piękna sukienka, gdzie ją kupiłaś?” itp. Z wyćwiczonymi uśmiechami odpowiadałyśmy na wszystkie pytania. Potem zaczęły się tańce. Chyba każdy obecny chłopak prosił, żebym z nim zatańczyła. Bawiłam się bardzo dobrze, aż usłyszałam wielki huk. Wszyscy pobiegli w stronę kuchni. Tam zobaczyłam Marcina,  którego kojarzyłam ze szkoły i Wojtka, który koniecznie chciał się ze mną umówić. Chłopcy się bili. Od razu kilku kolegów postanowiło ich rozdzielić. Kiedy wyprowadzali Wojtka na zewnątrz, Marcin krzyknął:
- Pożałujesz tego! Klara będzie moja!
Wtedy wszyscy się na mnie spojrzeli. Spojrzałam znacząco na Monikę i dziękując Bartkowi za zaproszenie opuściłyśmy to miejsce. Następnego dnia spotkałam wszystkich w szkole. Wyraźnie ciągle wrzało, gdyż cała nasza klasa podzieliła się na dwa obozy: jedni wspierali Marcina, a inni byli za Wojtkiem. Jedni drugim chcieli skoczyć do gardeł, i to dosłownie. Na przerwie przed fizyką, dwóch chłopców z różnych obozów pokłóciło się. Cudem uniknęliśmy kolejnej bójki. Gdyby nie powaga sytuacji uznałabym ją nawet za komiczną. Lekcje kończyliśmy historią. To był piątek, więc spodziewaliśmy dużej pracy domowej. Pani Kowalska (nasza nauczycielka historii), nas nie zawiodła.
- Waszą pracą domową będzie zrobienie projektu. Dokładniej ma to być drzewo genealogiczne w formie plakatu. Postarajcie się wyszukać dużo informacji o swoich przodkach. Kończy się semestr, a nie wszyscy mają jasna sytuację jeżeli chodzi o stopnie. Potraktujcie to jako ocenę cząstkową. Termin oddania jest za dwa tygodnie. 
Może na taką nie wyglądam, ale oceny są dla mnie ważne. Z historii mój stopień waha się miedzy piątka, a szóstką.
- Ten projekt nie wydaje się być trudny- powiedziałam Monice kiedy wracałyśmy do domu.
-Łatwo ci mówić twoi starsi przynajmniej chcą współpracować, nie to co moi. Przecież wiesz że się rozwiedli, a z matką prawie wcale nie rozmawiamy.
- Wiem. Przepraszam Monia, nie powinnam o tym mówić.
- Nie ma za co. Wiesz to już 2 lata, zdążyłam się przyzwyczaić.
- Dobra zmieńmy temat. Wiesz, zamierzam trochę poszperać po starych rodzinnych zapiskach i w tym celu chcę jechać do dziadków. Piszesz się na to?
-Żartujesz? Pewnie! Przecież wiesz, że zabiłabym za szarlotkę twojej babci!- uściskałam ją i poszłam w swoją stronę. Przez całą noc myślałam o tej całej kłótni. Nie chciałam być jej powodem. Naprawdę mnie to martwiło. Przecież zawsze byliśmy tacy zgrani! Szkoda gdyby to wszystko się zepsuło. Niestety, mimo szczerych chęci nic nie wymyśliłam i zasnęłam. Rano, kiedy zeszłam na dół poczułam zapach jajecznicy taty. Razem z mamą siedzieli w kuchni i pili kawę.
- Cześć słońce. Głodna? Masz ochotę na jajecznicę?- zapytał tata.
- Jak zwykle pyszna. Nie wiem co twój ojciec tam dodaje, że zawsze jest taka fenomenalna!- dodała mama.
-Dzięki umierałam z głodu!- odpowiedziałam. –Mamo, możemy jutro jechać na wieś do dziadków? Z historii mam zrobić drzewo genealogiczne i chciałam poszukać jakiś informacji.
- Pewnie. Dziadkowie bardzo się ucieszą.
-Prawie bym zapomniała. Monika też może jechać? Na pewno mi pomoże, a poza tym wiesz jak szaleje za szarlotką babci…
- No dobrze- mama powiedziała ze śmiechem. Zjadłam śniadanie i wyszłam spotkać się z Moniką. Zbliżały się Andrzejki i musiałyśmy zrobić zakupy. Spotkałyśmy się na przystanku. Jak zwykle zostałam powitana szerokim uśmiechem.
- No i co? Jedziemy? A będzie tam ten twój przystojny kuzyn?
- Monika zwolnij. My tam jedziemy robić ten projekt.
-Czyli jednak jedziemy?
-Owszem.- Całą drogę rozmawiałyśmy o jutrze. Kiedy wreszcie dojechałyśmy do naszego ulubionego sklepu, zabrałyśmy się za szukanie tej jedynej, idealnej sukienki. Po pół godzinie byłyśmy  już w przymierzalni. 
- I jak wyglądam?- Zapytałam przymierzając ostatnią rzecz która mi się podobała. Była to granatowa, prosta sukienka do kolan. Kiedy spojrzałam na Monikę ta miała szeroko otwarte usta. – Aż tak źle?- zapytałam.
- Żartujesz sobie? Wyglądasz idealnie!- wykrzyknęła. Spoglądając w lustro uznałam ze jest naprawdę nieźle. Moje ciemno czarne, długie włosy dobrze podkreślały cały strój. 
- No to w takim razie się zdecyduję.- Powiedziałam z uśmiechem. Następnie pomogłam Monice z wyborem . Kiedy już zapłaciłyśmy, wróciłyśmy do domu. Niestety, trzeba było napisać sprawozdanie z ostatniego wyjścia do kina. Wieczorem siedziałam na kanapie i oglądałam „Mam Talent”. Nie mogłam przestać rozmyślać o jutrze. Miałam przeczucie że stanie się coś niezwykłego. Szczerze mówiąc czułam ciarki na plecach. Czego się tak bałam? Przecież to kolejny wyjazd na wieś. Jeździłam tam od kiedy pamiętałam. Zawsze lubiłam jeździć na koniach i wygrzewać się na sianie. To było jedno z miejsc, w których czułam się naprawdę bezpiecznie. O co chodziło? Niespodziewanie program się skończył i uznałam że gorąca kąpiel dobrze mi zrobi. Miałam rację. Po wyjściu z łazienki nie myślałam już o tym przeczuciu, za to poczułam się nieprawdopodobnie zmęczona. Uznałam ze w takiej sytuacji najlepiej położę się spać. Jutro będę potrzebować dużo energii. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak dużo. Następnego ranka obudziłam się wcześniej niż zwykle. Byłam w pełni sił. Do śniadania zostały jeszcze  dwie godziny więc postanowiłam pójść pobiegać. Założyłam mój ulubiony szary dres i wyruszyłam. Ulice były kompletnie puste. Nikt nie spacerował, samochody nie jeździły. Poczułam się trochę jak w horrorze. Szybko zganiłam się za tak ponure myśli i uśmiechając się pobiegłam dalej. Kiedy wróciłam do domu byłam bardzo zmęczona. Szybko weszłam pod prysznic a następnie się przebrałam. Postanowiłam zrobić rodzicom śniadanie. Gdy ci zeszli na dół czekał na nich posiłek i gorąca kawa. Ucieszeni zjedli, a następnie do drzwi zapukała Monika, gotowa do podróży. Pól godziny później wyjechaliśmy. Przez całą drogę razem z moją przyjaciółką słuchałyśmy Rihanny na moim iPodzie. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Babcia powitała nas z szerokim uśmiechem, ściskając każdą mocno. Jak zawsze pachniała świeżo upieczonym ciastem co zawsze mnie uspokajało. Kiedy weszliśmy do domu, od razu poszłam na strych i wzięłam się do pracy. Wszystkie pudła z zdjęciami i innymi pamiątkami stały w rzędach. Było ich naprawdę dużo. Zapowiadał mi się bardzo pracowity dzień. Usiadłam na puszystym dywanie, zdmuchnęłam kurz z wieka jednego z pudeł i zaczęłam poszukiwania. Każdą informację którą odnalazłam zapisywałam w notesie.  Po pół godzinie dotarłam dopiero do dziadków moich dziadków. Byłam wściekła, ponieważ nie mogłam znaleźć żadnych nadających się zdjęć. Czemu oni tak rzadko używali aparatów?! Przez to miałam poważny problem.. Co jakiś czas przychodziła do mnie Monika przynosząc herbatę, sok, kawałek ciasta itp. Po czterech godzinach zaczęłam przeraźliwie ziewać. Już sama nie wiedziałam co piszę. Obiecałam sobie że po pudle, które właśnie trzymałam w ręce, zrobię sobie przerwę. Otworzyłam je i wyrzuciłam całą zawartość na dywan. Zaczęłam czytać po kolei wszystkie dokumenty. Nie było to nic wyjątkowego. Świadectwo szkolne babki, prawo jazdy pradziadka… W pewnym momencie zamarłam. Na akcie urodzenia widniało moje imię, data urodzenia, tyle, że nie zgadzało się nazwisko. Nazywałam się „Klara Fragowska”, zaś na dokumencie znajdowała się „Klara Kwiatkowska”. O co chodziło? Spojrzałam w rubrykę, gdzie powinny znajdować się imiona moich rodziców. Wtedy znów mnie zamurowało. Wpisana była Beata oraz Rafał Kwiatkowscy. Nie zgadzały się ani imiona, ani nazwiska. Coraz bardziej przerażona zaczęłam przeszukiwać resztę papierów, które wyjęłam z pudła. Z każdą kartką narastało we mnie przerażenie. W końcu znalazłam odpowiedź. Łzy napłynęły mi do oczu. Całe moje życie okazało się wielkim kłamstwem. W ręce trzymałam dowód mojej adopcji z domu dziecka. Ludzie których nazwiska zobaczyłam na akcie urodzenia byli moimi biologicznymi rodzicami. Zbiegłam po schodach na dół i rzuciłam oba dokumenty na stół przy którym siedziała moja uśmiechnięta, przybrana rodzina.
- Jak mogliście?- wykrzyczałam przez łzy. Zauważyłam jak wszystkim zrzedły miny. Tylko Monika była zaskoczona.- Okłamywaliście mnie przez całe moje życie. Czego jeszcze nie wiem? Jak mogliście mi nie powiedzieć?- wrzeszczałam.
-Kochanie, pozwól nam wytłumaczyć- zaczęła przerażona mama.
-Ale tu nie ma czego tłumaczyć- ucięłam.- Cokolwiek byś powiedziała, nic to nie zmieni..- Zdałam sobie sprawę, że nie mogę dłużej patrzeć na tych ludzi. Nagle przestałam płakać i podjęłam jedną z najtrudniejszych decyzji w moim życiu. Odwróciłam się na pięcie i zabierając kurtkę, wybiegłam z domu. Gnałam przez ulice słysząc wołania rodziców, dziadków… Ciągle czułam, że są moją rodziną. Nie chciałam dopuścić do siebie tego, że są dla mnie zupełnie obcy. Przez głowę przeleciała mi myśl, co może czuć Monika. Szybko stwierdziłam,  że mam większe problemy. Moja przyjaciółka choć, nie wyglądała, była bardzo twarda. Obiecałam sobie, że do niej zadzwonię jak tylko znajdę rozwiązanie tej okropnej sytuacji. Kiedy nie miałam już siły dalej biec, usiadłam na ławce i znowu się rozkleiłam. Nie wiedziałam co będzie ze mną dalej. Dzięki Bogu miałam w kieszeni komórkę, iPoda oraz portfel z pieniędzmi i kartą kredytową. W tym momencie usłyszałam dzwonek telefonu. Od razu pomyślałam, że to Monika i już chciałam ją rozłączyć, kiedy zauważyłam na wyświetlaczu numer mojej kuzynki Darii. Zaraz po Monice była ona moją najlepszą przyjaciółką. Postanowiłam odebrać.
- Halo?- wychrypiałam.
- No cześć słońce. Co tam u ciebie?- usłyszałam znajomy głos.
- Bardzo źle.- odpowiedziałam tak samo słabym głosem.
- Oj biedna! Znowu nie wiesz którego chłopaka wybrać? Czekaj, co ty masz taki głos. O kurcze mów co jest..- Zastanawiałam się co mam jej odpowiedzieć.
-Dzisiaj się dowiedziałam, że jestem adoptowana i uciekłam z domu.- w tym momencie przyszło mi coś do głowy.- Daria, proszę bądź szczera. Mogę u ciebie trochę pomieszkać?
- Kochanie i ty jeszcze pytasz? Pewnie, że tak. Ale gdzie ty jesteś? W Krakowie?
- Nie u dziadków na wsi, ale mogę przyjechać.- Daria mieszkała w Krakowie. Na szczęście, niedaleko znajdował się dworzec autobusowy, a ja miałam dość pieniędzy na bilet.
- Dobrze to ja będę czekać. Zadzwoń jak dojedziesz, to przyjadę po ciebie z rodzicami. Trzymaj się!
- Dziękuję, do zobaczenia.- Czyli teraz musiałam się dostać na dworzec. Na złość zaczął padać deszcz. Pomyślałam, że rodzice mogą mnie szukać, więc postanowiłam już teraz wyruszyć. Kiedy doszłam na dworzec, byłam  kompletnie przemoczona. Na szczęście mój autobus właśnie podjechał. Nie oglądając się za siebie weszłam do środka. Zapłaciłam za bilet i usadowiłam się z tyłu. Włączyłam muzykę i tępo patrzyłam się w okno. Po godzinie zasnęłam. Byłam bardzo zmęczona płaczem i biegiem. Kiedy się obudziłam autobus dojeżdżał na stację. Szybko wybrałam numer do Darii. Po kilku minutach razem ze swoimi rodzicami przyjechała. Nic nie mówiąc mocno mnie uściskała. Wszyscy rozumieli, że nie mam ochoty na rozmowę. Kiedy byliśmy na miejscu, moja kuzynka zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Wtedy opowiedziałam jej wszystko.
- Wiesz co jest najgorsze? Cała moja niby rodzina to osoby dla mnie obce. Nawet ty. Widzisz, nie jesteś naprawdę moją kuzynką.- 
-Hej nie przesadzaj. Nawet jeśli nie spokrewnione, to na pewno nie obce. Jesteśmy przecież przyjaciółkami!- zaoponowała. Kolejne dni spędziłam snując się jak duch. Na zmianę czytałam książki i oglądałam telewizję. Nie chodziłam do szkoły. Zaskakujące było to, że nikt nie miał o to do mnie pretensji. Któregoś dnia postanowiłam zadzwonić do Moniki. Odebrała po pierwszym sygnale.
-Klara?! Gdzie ty jesteś? Czemu nie dzwoniłaś? Ja, twoi rodzice umieramy ze strachu! Co ty sobie myślałaś? Razem z dziadkami szukaliśmy cię całą noc.- usłyszałam przerażony głos.
- Monia, uspokój się. Nic mi nie jest.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę jak ja się bałam? A twoi rodzice?
- Nie nazywaj ich tak, bo nie są moimi rodzicami.
- Nie zgadzam się z tobą ale, nie będziemy się teraz kłócić. Gdzie ty jesteś?
- Nie mogę ci powiedzieć, bo zaraz byś tu przyjechała mnie ratować. Wiem co robię.
- Tak na pewno wiesz.  Powiesz mi chociaż co zamierzasz? Czy to tez jest tajne?
- Powiedziałabym ci gdybym wiedziała.
- Czyli podsumowując: jesteś nikt nie wie gdzie, jesteś zła i nie wiesz co dalej, tak? Coś pomięłam?
- Szczerze mówiąc tak jest. Monia muszę kończyć. Powiedz…- zawahałam się- Powiedz moim rodzicom, że ze mną wszystko dobrze. Trzymaj się.
- Oczywiście, że im powiem, bo inaczej zejdą na zawał. To ty się trzymaj. Pa.- Rozłączyłyśmy się. Monika miała rację. Moja sytuacja była beznadziejna. Siedziałam sobie spokojnie w Krakowie i nie wiedziałam co dalej. Co miałam zrobić? Nie mogłam przecież wrócić do Częstochowy. Myślałam nad tym chwilę, ale bez skutku. Pogrzebałam w kieszeniach dżinsów w poszukiwaniu iPoda. Chciałam posłuchać czegoś, co pasowałoby do mojego nastroju. Niespodziewanie znalazłam dowód adopcji. Myślałam, że zostawiłam go na stole u dziadków. Chwila… Do dokumentu była przypięta małą kartka. Wahałam się co zrobić. Czy zniosę kolejną, brutalną prawdę? Zwyciężyła nade mną ciekawość. Zawartość liściku bardzo mnie zadziwiła. Było tam napisane:
 
„Drodzy państwo Fragowscy!
Na tej kartce podajemy Państwu nasze dane na wypadek gdyby Klara kiedyś chciała się z nami skontaktować.
Beata i Rafał Kawiatkoscy”
Do wiadomości była doczepiona wizytówka. Okazało się, że moi biologiczni rodzice mieszkają w Nowym Jorku. Przez chwilę tępo wpatrywałam się w list. Pomyślałam, że to musi być jakiś znak. Właśnie wtedy podjęłam decyzję o odnalezieniu rodziców. Musiałam znać prawdę. Czekała mnie podróż do Ameryki. Byłyśmy tam niedawno z Moniką i jej rodzicami, więc moja wiza była jeszcze ważna. Na szczęście dobrze radziłam sobie z angielskim. Od razu podbiegłam do komputera i zarezerwowałam sobie bilet na dzisiaj na godzinę 19. Miałam więc 6 godzin do odlotu. Kiedy Daria wróciła ze szkoły, zdradziłam jej swoje plany.
- Jesteś pewna, że chcesz ich poznać, że jesteś gotowa na taką prawdę?- pytała.
- Daria, ja wiem że muszę znać prawdę. Muszę wiedzieć kim są ci ludzie.
- Dobrze, chyba cię rozumiem. Nie chcesz żebym z tobą jechała?
- Nie, ale mam prośbę. Pożyczyłabyś mi walizkę i takie najbardziej podstawowe rzeczy?
- Ty jeszcze pytasz? Oczywiście, że ci pożyczę.
 Przygotowałyśmy mój bagaż i byłam gotowa. Ciocia i wujek nie byli wielkimi fanami mojej podróży, ale rozumieli, dlaczego to robię. Wszyscy zawieźli mnie na lotnisko. Kiedy żegnałam się z Darią, ona szepnęła mi do ucha:
- Powodzenia. Dzwoń w miarę często.
 Uśmiechnęłam się do niej, wzięłam walizkę i poszłam na odprawę. Podróż choć była bardzo długa, nie przyniosła żadnych niespodzianek. Cały czas myślałam o moim spotkaniu z rodzicami. Bałam się go, a zarazem nie mogłam się już doczekać. Jacy będą? Czy mnie poznają? Kiedy wyszłam z lotniska wezwałam taksówkę i pojechałam na Manhattan do hotelu, w którym mieszkałam z Moniką. W pokoju umyłam się i zastanawiając się jak zacząć poszukiwania zasnęłam. Obudziłam się rano z bólem głowy. Wzięłam aspirynę i postanowiłam iść pobiegać. Nie było tak samo jak w Częstochowie- tam ulice były zupełnie puste. Biegnąc po parku mijałam innych ludzi uprawiających jakieś sporty lub po prostu spacerujących. Kiedy wróciłam do pokoju, zjadłam śniadanie i uświadomiłam sobie, że jedyna cześć miasta jaką znam to Manhattan. Trudno, będę musiała pytać o drogę przechodniów. Z takim planem wyruszyłam. Od razu skierowałam się w stronę parku. Idąc w kierunku metra, myślałam o tym jak normalne było moje życie jeszcze  tydzień temu. Zastanawiałam się co teraz robią moi znajomi. Pewnie szykują się do Andrzejków. Wiola organizowała z tej okazji imprezę. Ojej będzie zła, że się tam nie pojawię. Szłam tak rozmyślając, aż w końcu na kogoś wpadłam.
- O Boże przepraszam! Nic ci nie jest?- zapytałam po angielsku
-Wszystko dobrze.- odpowiedział chłopak, którego potrąciłam. Był wysoki, szczupły, ale nie chudy, dobrze zbudowany, ale nie przesadnie, widać było że uprawia jakiś sport. Miał kruczo-czarne włosy oraz granatowe oczy, ukryte za długimi gęstymi rzęsami. Nosił ciemne dżinsy i koszulkę w kolorze swoich oczu. Miała mniej więcej tyle lat co ja. Zorientowałam się, że był  bardzo przystojny. Przystojny to mało powiedziane- był wręcz idealny. Postanowiłam skorzystać z sytuacji i zapytać go o drogę. 
- Wiesz może gdzie znajduje się ulica Flower? 
- Na pewno na Brooklynie. Wydaje mi się że w okolicy mostu.- odpowiedział. Niestety nie mówiło mi to zbyt dużo.
- Aha, dziękuję.- odpowiedziałam niepewnie, odwróciłam się i poszłam dalej. Chwilę później usłyszałam wołanie.
- Poczekaj- chłopak podbiegł do mnie.- Coś mi się wydaje, że nie jesteś stąd. Mam chwilę czasu, więc mogę cię tam zaprowadzić. Co ty na to?
- Byłabym wdzięczna.
 Kamień spadł mi z serca. Obawiałam się, że będę kluczyć po ulicach, a poza tym, taki przewodnik to sama przyjemność. 
- Tak w ogóle to jestem Derek, a ty?
- Klara.- podałam mu dłoń.
- A więc Klaro, skąd jesteś, bo na pewno nie z Nowego Jorku?
- Jestem z Polski, a dokładniej z Częstochowy.
- Z Polski? Mój dziadek jest Polakiem i tam mieszka.
- Naprawdę? A w jakim mieście?
- W Warszawie. 
-Umiesz coś powiedzieć po polsku?
- Niedużo. Ale mogę spróbować: „Polki to bardzo piękne kobiety, a Polska to piękny kraj.”
-Nieźle ci idzie- uśmiechnęłam się.
- A powiesz mi co robisz w Nowym Jorku.
- To długa historia- Mój nowy znajomy był bardzo miły, ale nie miałam ochoty streszczać mu całego mojego życiorysu, a już szczególnie ostatnich wydarzeń.
-Mam nadzieję że kiedyś mi opowiesz.
 Zdziwiło mnie, że nie dopytywał, zazwyczaj chłopcy są bardzo ciekawscy. Przez całą drogę w metrze rozmawialiśmy. Naprawdę miło spędzało mi się z nim czas. Nawet nie zauważyłam, kiedy byliśmy na miejscu. 
- Który numer domu?- zapytał.
- 23- odpowiedziałam. Chwilę później staliśmy pod drzwiami.
-Chcesz żebym sobie poszedł- zapytał Derek.
- Nie. Jeśli możesz zostań, dobrze?
- Nie ma sprawy. Zapukasz? 
Nie byłam teraz taka pewna czy  chcę znać prawdę. A jeżeli oni nie będą chcieli ze mną rozmawiać. Zganiłam się w myślach. „Doszłaś tak daleko, a teraz się poddasz?” powiedziałam do siebie. Nie było takiej opcji. Ja nigdy się nie poddawałam. Nie zastanawiając się dłużej, zapukałam do drzwi. Otworzyła starsza pani.
- Słucham?
- Dzień dobry. Przepraszam szukamy państwa Kwiatkowskich.
- Kto szuka?- Kobieta wyglądała na bardzo zdziwioną.
- Jestem ich córką.- odpowiedziałam drżącym głosem.
- To ty jesteś Klara?- zapytała mnie po polsku.
- To pani jest moją  mamą?- Poczułam, że łzy napływają mi do oczu. Otarłam je wierzchem dłoni.
- Nie, nie. Kochanie wiedź do środka.
Byłam bardzo zdezorientowana. Kim była ta kobieta? Wnętrze domu było bardzo przytulne. Ściany pomalowane na żółto, podłogi pokryte dywanami w odcieniach brązu. Pani poprowadziła nas do salonu, gdzie siedział mężczyzna w jej wieku..
- Marek to jest Klara. Córka Beaty i Rafała.- powiedziała.
- O Boże.- wykrztusił mężczyzna. Kobieta posadziła nas na kanapie, na której znajdowało się mnóstwo beżowych poduszek. Ona usiadła koło mężczyzny na fotelu.
- Klaro nie wiem jak ci to powiedzieć, nie wiem jak to przyjmiesz.. Jesteśmy twoimi dziadkami.- Zamurowało mnie. Poczułam, że Derek ściska mnie za rękę. Nie rozumiał co powiedziała kobieta, moja babcia, ale wyczuł, że potrzebuję wsparcia.- Ja mam na imię Halina, a twój dziadek Marek. Proszę powiedz coś.- kontynuowała.
- Gdzie są moi rodzice?- wychrypiałam. Byłam w zbyt wielkim szoku, żeby powiedzieć coś innego. 
- Klaro, twoi rodzice nie żyją. Zginęli podczas zamieszek w Iraku.- To było jak policzek. Nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Zaczęłam płakać. Derek instynktownie mnie przytulił. Przyjechałam aż z Polski chcąc spotkać moich rodziców, a okazało się, że nie żyją. Nie mogłam tego znieść. Nie myśląc, wyrwałam się z uścisku chłopaka i wybiegłam z domu. Gnałam przez aleje, by w końcu paść na ławkę w parku. Nie wiem ile czasu tak siedziałam aż poczułam na ramieniu dłoń. Podniosłam wzrok i zobaczyłam stojącego nade mną Dereka. 
- Zaprowadzę cię do hotelu.- zaproponował. Pokiwałam głową na zgodę, podałam mu rękę i ruszyliśmy. Szłam cicho pochlipując. Nie chciałam być sama, więc kiedy dotarliśmy na Manhattan, poszliśmy jeszcze do kawiarenki. Zdecydowałam się opowiedzieć wszystko mojemu nowemu koledze. Kiedy skończyłam, poczułam się trochę lepiej.
- Posłuchaj, rozumiem, że jesteś załamana,- zaczął- ale przyjechałaś tu aż z Polski po odpowiedź. Kiedy wybiegłaś z domu twoja babcia powiedziała, żebym ci wytłumaczył, że jesteś tam mile widziana. Uważam, że powinnaś tam wrócić i dowiedzieć się czegoś więcej.- powiedział.
-Ja już dzisiaj nie dam rady- odpowiedziałam.
- Kto mówi o dzisiaj? Umówmy się, że przyjdę po ciebie jutro o 10 i razem tam pójdziemy, dobrze?
- Dlaczego mi pomagasz?- zapytałam- Znasz mnie tylko kilka godzin…
- Pomagam ci, bo cię naprawdę polubiłem, a poza tym cię rozumiem. Wydaje mi się, że przyda ci się wsparcie. Więc jesteśmy umówieni?
- Dobrze. Mieszkam w pokoju 135.- zgodziłam się. 
- Jakby coś, to tu masz mój numer telefonu.- Podał mi malutką karteczkę. Kiedy wróciłam do pokoju, czułam się dużo pewniej. Cały czas byłam zrozpaczona, ale przynajmniej zyskałam kogoś, na kogo mogłam liczyć. Umyłam się i przebrałam w piżamę. Następnie wysłałam wiadomość do Darii i Moniki, żeby się nie martwiły, bo wszystko u mnie dobrze. W tej do mojej kuzynki, dodałam  jeszcze, że jestem bliska odnalezienia prawdy. Włączyłam telewizor i oglądałam najnowszy odcinek „Plotkary”. Następnego dnia, obudziłam się wcześnie i zdecydowałam  iść pobiegać tak jak dzień wcześniej. O 10:00 usłyszałam pukanie do drzwi.
- Cześć! I jak samopoczucie?- zapytał Derek. Był ubrany w jasno niebieskie dżinsy i czarny sweter. 
- Nie najgorzej, dziękuję.- odpowiedziałam. Była to prawda. Świadomość, że pójdzie ze mną dobrze na mnie działała.
- Widziałem cię dzisiaj w parku, gdy biegałaś. Też  masz rano za dużo energii?
- Nie, po prostu lubię sobie rano pobiegać, a ty co tam robiłeś?
- To samo co ty.- uśmiechnął się.- Chodźmy.- zamknęłam drzwi i wyszliśmy. Tym razem to on opowiadał o sobie. Dowiedziałam się, że ma siedemnaście lat, mieszka na Manhattanie, ma siedmioletniego brata, i uwielbia biegać, tak jak ja. Droga szybko nam zleciała i znów staliśmy pod drzwiami do domu moich dziadków. Kiedy babcia otworzyła, czułam się jak wczoraj tylko bardziej spokojna. Nawet się do niej uśmiechnęłam, czym naprawdę ją zdziwiłam.
- Dzień dobry.- powiedziałam.
- Witaj Klaro, Dereku , dobrze was widzieć. Proszę wejdźcie, znacie drogę.- Dziadek znów siedział na fotelu. My usiedliśmy na kanapie.
-  Przepraszam, że tak wczoraj wybiegłam- zaczęłam –Po prostu nie wytrzymałam. Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej o rodzicach.
- Oczywiście kochanie, rozumiemy- powiedziała babcia. – Jesteś pewna, że chcesz znać prawdę?- zapytała.
- Tak jestem stu procentowo pewna- odparłam. 
- W takim razie mamy coś dla ciebie- Dziadek podał mi zdjęcie.- To są twoi rodzice.- mówiła babcia. Na fotografii znajdowała się para ludzi. Moja matka wyglądała prawie jak ja, różnił nas tylko kolor oczu, które miałam po ojcu.
- Jak widzisz jesteś bardzo podobna do naszej córki- kontynuowała babcia.- Twój ojciec był żołnierzem, a dokładniej dowódcą wojska na misji w Iraku, zaś twoja matka była lekarzem. Zajmowała się rannymi. Pewnego dnia zostali zaatakowani. Cała ich kolonia się spaliła. Nikt się nie uratował.- Babci pociekły łzy.
- Czy oni… Czy moi rodzice…- zaczęłam. Głos mi się łamał.
- Tak, bardzo często zastanawiali się, czy jesteś szczęśliwa. Myśleli o tobie bardzo często, kochali cię.- powiedział dziadek.
- To dlaczego mnie oddali?- Ja też zaczęłam płakać.
- Ponieważ bali się, że kiedyś mogą nie wrócić. Nie chcieli cię zostawić. Obserwowali twoją adopcję. Rozmawiali z twoimi teraźniejszymi rodzicami. Bardzo im na tobie zależało, Wiem, ze byliby z ciebie dumni… Co ja mówię! Są z ciebie dumni.- opowiadała babcia.- Bardzo się cieszę, że nas odnalazłaś. Naprawdę chcieliśmy w końcu poznać naszą jedyną wnuczkę.- Rozmawialiśmy cały dzień. Dobrze czułam się z Derekiem u boku. W końcu trzeba było wracać. Dostałam pudełko z pamiątkami po rodzicach.
- Odwiedzisz nas jutro?- zapytał dziadek.
- Oczywiście.- odpowiedziałam. Zanim wróciłam do hotelu, poszłam z moim przyjacielem na spacer. Bardzo dobrze się razem czuliśmy.
- Co planujesz? Chcesz wrócić do Polski?- zapytał.
- Chyba tak. Tam jest mój prawdziwy dom, ale jestem pewna, że nie  zerwę kontaktu z dziadkami i z tobą. Chociaż znam cię od niedawna, to czuję się z tobą naprawdę dobrze.
- Ja mam tak samo.- Pożegnaliśmy się i wróciłam do hotelu. Wieczorem postanowiłam przejrzeć pudełko. Znajdowało się tam dużo zdjęć, biżuterii, wśród której był medalion ze zdjęciami rodziców. Od razu go założyłam. Dzięki niemu poczułam się bliżej mojej biologicznej rodziny. Poszłam spać ściskając mocno medalik. Następnego dnia rano znów poszłam pobiegać, a potem według planu, wraz z Derekiem wybrałam się do dziadków. Zarezerwowałam też bilet lotniczy do Katowic na wieczór. Nadszedł czas, aby wrócić do domu. Pożegnałam się z babcią i dziadkiem i pojechałam się pakować. Mój przyjaciel cały czas mi towarzyszył. Zdałam sobie sprawę, że będę bardzo za nim tęsknić. W końcu
pojechaliśmy charakterystyczną żółtą taksówką na lotnisko. Ciężko było mi się z nim pożegnać.
- Będę bardzo tęsknić.- wyszeptałam..
- Mam coś dla ciebie. Podaj mi rękę.- Powiedział i zapiął mi na ręce przepiękną, srebrną bransoletkę z granatowymi oczkami. 
- Jest śliczna!- wykrzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Przytulił mnie, a następnie pocałował. 
- Niech ci o mnie przypomina.- powiedział. 
- Napiszę do ciebie jak tylko dojadę do Polski. 
- Kiedy się znów zobaczymy?
- Niedługo.- obiecałam i poszłam na odprawę. Lot bardzo mi się dłużył. Chciałam być już na miejscu. Kiedy wreszcie dotarłam do Katowic, wsiadłam do autobusu jadącego do Częstochowy. Uświadomiłam sobie, jak bardzo tęsknię za rodzicami. Kiedy dojechałam do domu, bez wahania zapukałam do drzwi. Otworzyła mama. Zobaczyłam na jej twarzy zdziwienie pomieszane z radością, kiedy rzuciłam się jej na szyję. Mama mocno mnie uścisnęła. 
- Kochanie, gdzie ty byłaś?- powiedziała. Wtedy w drzwiach pojawił się tata. 
- Klara!- wykrzyknął i objął mnie i mamę. 
- Byłam w Nowym Jorku.- powiedziałam.
- Gdzie?- powiedzieli jednocześnie. Wtedy z uśmiechem opowiedziałam im całą historię.
Od tego czasu bardzo często bywałam w Ameryce. Odwiedzałam dziadków i Dereka. W  końcu oddałam moje drzewo genealogiczne (dostałam szóstkę) i nie zawiodłam nikogo, gdyż według oczekiwań pojawiłam się na Andrzejkach. Z rodzicami przyrzekliśmy sobie, że koniec z sekretami. Mojego medalionu nigdy nie zdejmuję i nie mam zamiaru zdjąć. Jest on moją pamiątką po ludziach, których mam nadzieję kiedyś spotkać.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Katarzyna Pietrzyk 
Kl. Ic
Aby być punktualnym ...
 
Dedykacja
 
Klasa A (2005/2008r.)
dedukuje stronę:
Byłemu wychowawcy
Tomaszowi Ociepie :)


Natomiast my,
klasa B (2006/2009r.),
dedukujemy stronę
naszemu byłemu i
obecnemu nauczycielowi
języka polskiego:
pani Dorocie Ociepie
panu Tomaszowi Ociepie


Klasa C (2007/2010)
dedykuje stronę
Nauczycielowi j. polskiego
pani Dorocie Ociepie =)


Klasa B (2008/2011 )
dedykuje stronę
nauczycielowi języka polskiego
Pani Dorocie Ociepie ;)


Klasa A (2010/2013)
dedykuje stronę
nauczycielowi języka polskiego
Pani Dorocie Ociepie :)
Twórcy...
 
Twórcami strony są absolwenci
Gimnazjum im. Jana III Sobieskiego
(kl.A r.2005/2008) :
- Jan Stelmach "Kadet"
- Piotr Kamkow "Młody"
- Agnieszka Ilcewicz "Ola"



Teraz stroną zajmują się
uczniowie kl.B (r. 2006/2009):
- Kamil Nosol
- Piotr Zalfresso-Jundziłło
- Maciej Urbaniak



W roku szkolnym 2009/2010
stroną zajmują się
uczniowie kl.C ( 2007/2010 ) :
- Wojciech Podlejski
- Katarzyna Wawrzyńczak



W roku szkolnym 2010/2011
stroną zajmują się
uczniowie kl.B ( 2008/2011 ) :
- Kamil Czarnecki
- Kordian Sosnówka


W roku szkolnym 2011/2012
stroną zajmują się uczniowie klasy 2a
- Adrian Gawroński
- Bartosz Depta
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja